Pomnik Gołębiarki na rynku miejskim we Wleniu

Legenda o Gołębiach

Po wyjątkowo suchej wiośnie 1335 roku, lato przyniosło deszcze. Opady były długotrwałe i bardzo intensywne. Ziemia nie nadążała wchłaniać takiej ilości wody. Na polach i łąkach rosły kałuże. Leniwe strumyki szybko zamieniły się w bystre potoki, a Bóbr w rwącą rzekę, która nie znajdowała już miejsca w korycie i wkrótce wystąpiła z brzegów. Powódź to nie pierwszyzna dla mieszkańców Wlenia, jednak takiego potopu nie pamiętają najstarsi z nich. Całe miasto stało w wodzie która wartko przybierała. Ludzie co żyw uchodzili ze swych gospodarstw. Schronieniem dla nich były zamkowe mury.

 

 

Po kilku dniach, gdy woda zaczęła opadać ci co uciekli powracali do tego co z miasta pozostało. Większość domostw zabrała fala a obejścia pokrył muł. Pod wodą zginęło wielu mieszczan, utonął też prawie cały inwentarz. Tych co ocaleli czekały chude lata i ciężka praca.

Jeszcze popowodziowy fetor unosił się w powietrzu, gdy niebo przysłoniła wielka czarna chmura. Nie była to jednak zapowiedź kolejnej ulewy. To brzęczenie zapowiadało coś o wiele groźniejszego! Nad dolinę dotarła szarańcza! W mgnieniu oka z drzew znikały liście i owoce a z pól trawy i resztki zbóż. Mieszkańcy ruszyli z odsieczą. Tak jak robili to ich przodkowie, jedni zakładali szmaty na kije i odpędzali owady, inni wraz z kapłanem modlili się. Owe zabiegi były o tyle skuteczne, że i tak po kilku chwilach szarańcza wędrowała dalej w poszukiwaniu jedzenia zostawiając za sobą obraz zniszczenia i rozpaczy. Ludzie jeszcze długo pozostawali na polach. Przez łzy w oczach patrzyli na ogołoconą ziemie.

„… dlaczego pokarałeś nas Boże?!” – krzyczeli.

„Jeszcze ziemia po powodzi nie wyschła a Ty kolejną plagę na nas zsyłasz?! Czas zbiorów nadchodzi a pola puste! Bydło co z wielkiej wody ocalało teraz z głodu zdycha. Co mamy jeść?! Jak przeżyć?!” – lamentowali.

W poszukiwaniu winnych i z prośbą o ratunek udali się do Księcia na zamek. Ten jednak niewiele potrafił pomóc. Rezerwy zapasów był już mocno nadszarpnięte a skarbiec po powodzi prawie pusty. Nie mógł Książę poratować poddanych, nie mógł ich też zostawić na pewną śmierć. W poszukiwaniu ratunku udał się do mędrca co na białych skałach mieszkał. Ten po dłuższym zastanowieniu przemówił:

„…Niech młode panny, w ciszy i spokoju ziarno na rynku rozsypują. Niech ptaki jakie przylecą do syta nakarmione zostaną. A baczenie niech dadzą na gołębie. Ptaki to bowiem mądre, towarzyskie, proste w hodowli i chętne do rozmnażania a ich mięso smaczne i pożywne. Po dniach paru całe gromady ptactwa zachęcone dokarmianiem do miasta dotrzeć powinny. Niech je uczciwie dokarmiają a przez rok kolejny pomogą im przetrwać.„

Jak mędrzec poradziła tak lud uczynił. A przepowiednia szybko prawdą się stała. Gołębie uratowały księstwo przed głodem. Rok mieszkańcy przeżyli, kolejne plony już zebrali, spichlerze napełnili, jednak dokarmiania gołębi nie zaprzestali. Hodowla tych towarzyskich ptaków, którym tyle zawdzięczali stała się ich pasją. Po latach nawet targi zaczęli organizować na które to przyjeżdżali kupcy z odległych krajów, by tajniki hodowli poznać.

* * *

W 1914 roku mieszczanie upamiętnić chcieli 700- setną rocznicę powstania miasta i pomnik z tej okazji ufundowali. Nie zapomnieli przy tym iż ich przodkowie dzięki gołębiom rok tragiczny przeżyli i zwieńczeniem postumentu fontanny, dziewczyna karmiąca gołębie się stała. Pomnik po dziś dzień przed ratuszem stoi przypominając historii karty.

Pomnik Gołębiarki na rynku miejskim we Wleniu

Legenda o żmiju

W krainie nad Bobrem życie spokojnie i dostatnie upływało a mieszkańcy czasem tylko narzekali na grasujące w okolicach zamku, do smoków podobne, ni to węże, ni jaszczury, które ludziom płatały figle przeróżne; a to mleko z wiader wylały, a to kurze jaja podkradały, a narzędzia potrzebne w obejściu chowały, lecz największym utrapieniem było zboża przez nich wynoszenie. Jak się, na jakiego gospodarza uwzięły to przez noc i worek żyta wynieść potrafiły. Chłopi często uskarżali się na te stwory, ale w tym przypadku, Książę na lamenty swych podwładnych był głuchy.

 

 

Pewnego razu, całkiem przypadkiem, rycerz z zamku w dalekie strony ruszający, na tyłach warowni jamę niewielką zobaczył a z niej wypełzającego żmija dziwnego. Zaczaił się, by przyłapać gada. Po chwili żmij powrócił, w pysku skorupkę jajka trzymał a w niej żyto przednie. Rycerz pochwycił miecza i zastawił nim wejście do jamy.

A co ty tu wyrabiasz, nikczemniku?! – powiedział rycerz do potwora – Zboże chłopom kradniesz, zabawy i lekkiego chleba ci się zachciało?

O nie mój Panie! – odparł wystraszony żmij – Ja ciężko pracuję, znoszę przednie zboże do zamku i w podziemiach na złoto je ugniatam.

– Na złoto powiadasz?

– A tak na złoto, dla naszego Króla. Jak mnie puścisz to cię złotym kruszcem obdaruję – odparł żmij.

Zdziwiony rycerz puścił gada. Po chwilach paru gad powrócił i na powierzchnię bryłkę złota wyciągnął.

– Przyjmij Panie w podzięce to złoto, lecz przysięgnij wpierw, iż tajemnicy dochowasz i nikomu o naszym spotkaniu nie powiesz?!

– Przysięgam – odparł rycerz i zabrawszy podarunek szybko się oddalił.

A gdy do kraju swego dotarł, licząc na zaszczyty, wprzódy do Króla swego ruszył, by o żmiju i złocie pod wleńskim grodem opowiedzieć. Król Wielki długo nie myśląc wojska kazał zebrać i na Wleń wyruszyć. Tajemnicze gady do królestwa swego przywieźć.

Tak to po tygodniach paru pod Górą Zamkową setki rycerzy stanęły. Oblężenie grodu trwało dni i nocy wiele, bo zamkowi ostro się bronili. Jednak wojowie z obcego kraju, warownię w końcu zdobyli. Odnaleźli też jamę ową, co to w niej żmije zboże ugniatały. Gady pochwycili i w klatkach pozamykali. Po czym, by wieść o złotym spichlerzu i dziwnych żmijach tajemnicą pozostała, na rozkaz wodza, zamek wysadzono.

I tak odjechali wojowie, królowi swemu zawieźć zdobycze. A na pamiątkę tej bitwy, na tarczach i masztach swych łodzi postać żmija wielkiego przedstawiają.

A w krainie nad Bobrem smutek zapanował. W obronie grodu wielu dzielnych mężów zginęło, wiele wsi i miasteczek przy tym splądrowano, zamek zburzono a żmije porwano.

* * *

Tak to przez stulecia warownia w ruinie pozostawała, aż dopiero na przełomie wieków ostatnich z grodu Kraka badacza wielkiego sprowadzono, by spichlerz odnalazł. Prace z zapałem prowadzone szybko efekt przyniosły i wejście odkryły, jednak dalsza droga skałami wielkimi zagrodzona nie pozwoliła poszukiwań kontynuować. Kilka lat później od zachodniej strony próbowano drogę wyznaczyć i mury w tym celu rozebrano, jednak lita skała podziemia osłania. Tak więc wieść o jaskini w podziemiach choć już nie jest tajemnicą, to sam spichlerz nadal na odkrycie czeka.

Legenda o Konradzie

Wielu władców miał zamek nad Wleniem, jednak do dziś dnia mieszkańcy najbardziej zapamiętali Konradza von Zedlitza. Gdy w późnym średniowieczu nabył Lenno, strach zapanował w okolicy. I nie mylili się ci co złowieszczo przepowiadali krainie nad Bobrem.

 

 

Konrad chcąc szybko zdobyć majątek, odstępuje od rycerskich ideałów, wykorzystując swoje wojskowe umiejętności na drodze wymuszeń, rozbojów, kradzieży, a nierzadko również mordów. W krótkim czasie wprowadza w życie wiele przepisów podnoszących podatki do horrendalnych sum, wymusza na rzemieślnikach wykonywanie na rzecz zamku rozmaitych prac, nie płacąc im za nie, miejscowych kupców nakłania by dostarczali do grodu sukna i jadło za darmo a nieposłusznych, więzi w zamkowych lochach. Tak to w krótkim czasie w oczy mieszkańców ziem von Zedlitza zajrzał strach i ubóstwo. Raubritter postanawia również sprzymierzyć się z „rycerzami” z okolicznych zamków, by wspólnie napadać i grabić pobliskie wsie i miasteczka, niejednokrotnie zabijając ich mieszkańców, broniących swego dobytku. Rabusie zastawiają także swe sidła na szlakach, by pozbawiać majątku przejeżdżających handlarzy, następnie zagrabione towary odsprzedają nierzadko ich pierwotnym właścicielom za pokaźne kwoty.

Wieści o śląskich rozbójnikach szybko rozniosły się po Europie, co spowodowało iż karawany kupieckie wolały omijać te tereny. Prośby do Króla Polski pozostawały bez echa, poza wielokrotnymi upomnieniami i groźbami słanymi raubritterom, władca nie czynił nic. Niezadowolenie mieszkańców sięgnęło zenitu. Prości ludzie na co dzień ogarnięci strachem, postanowili za wszelką cenę się bronić.

Po powrocie z kolejnej krwawej wyprawy, von Zedlitz wraz ze swymi wojami zawitał nad Bóbr, by osobiście zebrać podatki i jak zwykle przy okazji się zabawić. Jego wojowie szybko rozpierzchli się po bocznych uliczkach w poszukiwaniu łatwego łupu i młodych niewiast. Konrad na rynku pozostał sam, siedząc na swym wielkim czarnym rumaku spoglądał to na Górę Zamkową, to na otaczających go ludzi, był coraz bardziej niespokojny, jakby coś przeczuwał. Ku jego zdziwieniu mieszkańcy już się go nie bali, nie uciekali w popłochu, nie biadolili, by dodać sobie pewności i pokazać kto tu jest panem dobył miecza. W tym samym momencie został, przez otaczający go tłum, zrzucony z konia, przygnieciony do ziemi a ostrze jego miecza utkwiło mu w piersi. Jeszcze żył. Zgraja ludzi rozstąpiła się nie dowierzając swoim czynom. Rycerz zaprawiony w bojach, wielokrotnie wychodził z podobnych opresji, jednak nie spodziewał się takiego zdecydowania ze strony swoich poddanych. Próbował wołać kompanów na pomoc, lecz wtem ktoś wyjął z jego piersi zakrwawiony miecz i jednym uderzeniem obciął głowę swego oprawcy.

Nie mógł się Konrad pogodzić z taką śmiercią. Przyszła zbyt szybko i niespodziewanie. Dokonał żywota na swojej ziemi zgładzony przez poddanych. Początkowo był wściekły, jednak szybko zrozumiał jak wiele złego wyrządził ludziom. Zatęsknił za swoim życiem, chciał odpokutować winy, naprawić wszystkie krzywdy, dlatego jego dusza pozostała na ziemskim padole.

Tak to od stuleci, każdego dnia, postawny rycerz w lśniącej zbroi, trzymający pod pachą swoją głowę, na wielkim czarnym rumaku, przemierza okoliczne szlaki rozmyślając o krzywdach jakich dokonał. Najczęściej pędzącego rumaka z dosiadającym go upiornym rycerzem można dostrzec w okolicy zamku, ale niejednokrotnie był widywany to na dawnych szlakach handlowych a to u wrót kościoła gdzie klęcząc modlił się o przebaczenie.

* * *

Szanowny turysto, będąc we wleńskim zakątku, pamiętaj, by zważać na pędzące rumaki.

święta Jadwiga Śląska Wleń

Cud Świętej Kobiety

Święta Jadwiga, żona Henryka I Brodatego była pobożną i dobrotliwą kobietą. Na Śląsku wspomina się ją jako świętą. Wdzięczny lud sławił pośmiertnie jej cudowną siłę.

 

Na Legnickim Polu pod Legnicą jej pełen nadziei syn, książę Henryk Pobożny pośród swoich śląskich wojowników walczył przeciwko Mongołom*. Na opadającej w urwisko skale, w pobliżu Kamienia Spoczynku na wleńskim Wzgórzu Zamkowym stała Jadwiga. Złączona ze swoim synem głębokim wewnętrznym pokrewieństwem dusz, spoglądała swym potrafiącym przewidzieć przyszłość okiem w dal, której żadne ziemskie oko nie może dosięgnąć, tam, gdzie toczyła się bitwa. Musiała zobaczyć, jak pewien poganin znajdujący się za księciem podniósł lancę i śmiertelnym pchnięciem przeszył mu klatkę piersiową. W matczynym bólu i gniewie Jadwiga rzuciła w tamtym kierunku przez góry, doliny but, który miała w zwyczaju nosić pod ramieniem. Trafił on Mongoła w czoło tak, że ten upadł martwy z konia.

* Mongołowie nazywani byli w średniowieczu „Thartari”, czyli „z piekła rodem”. W polskiej historiografii często mówi się o bitwie z Tatarami. Bitwa ta miała miejsce na Legnickim Polu (niem. Wahlstatt) w dniu 9 kwietnia 1241 r.

 

Tekst pochodzi z „Heimatbuch des Kreises Löwenberg i. Schles.” wydanego przez emerytowanego nauczyciela z Gryfowa Śląskiego A. Groß’a w 1925 r. nakładem Kreisausschuß des Kreises Löwenberg oraz mirskiego wydawnictwa Iserverlag Friedeberg am Queis. Str. 322-323. Źródło: greiffenberger.pl

Anioł Uwięzionych

W średniowieczu więzienia były miejscem niewymownej nędzy, pełnym mąk i katusz. Ponieważ księżna Jadwiga nie mogła osobiście udać się do uwięzionych, posyłała im jedzenie, ubranie i światło, a często wybawiała ich od twardych kajdan, padając w tej intencji przed swym małżonkiem na kolana.

 

Jadwidze udało się nawet uzyskać książęce pełnomocnictwo, aby wypuszczać skruszonych więźniów na wolność. Pewnego razu zlitowała się nad dwoma przestępcami skazanymi na szubienicę, którzy właśnie z powodu kradzieży i rozbojów na drogach zostali powieszeni. Dzięki jej modlitwie udało się przywrócić ich do życia. Złożyli oni także obietnicę mocnego postanowienia poprawy. Książę Henryk był tak wstrząśnięty tymi zjawiskami, że rozkazał, aby publiczne więzienia, obok których w przyszłości będzie przechodzić Jadwiga, zawsze otwierać i na jej życzenie zdejmować więźniom kajdany.

 

Tekst pochodzi z „Heimatbuch des Kreises Löwenberg i. Schles.” wydanego przez emerytowanego nauczyciela z Gryfowa Śląskiego A. Groß’a w 1925 r. nakładem Kreisausschuß des Kreises Löwenberg oraz mirskiego wydawnictwa Iserverlag Friedeberg am Queis. Str. 322-323. Źródło: greiffenberger.pl

Łupki Wleń kościół św Jadwigi

Kamień Spoczynku

Na Ścieżce Jadwigi, która prowadzi wzdłuż zbocza Wzgórza Zamkowego w dół do Wlenia, leży kamienna płyta. W języku ludowym nazywana jest Kamieniem Spoczynku (niem. Ruhestein).

 

Tutaj w cieniu bujnego liściastego lasu można spędzić wyborne chwile, a pamięć przywiedzie myśli o św. Jadwidze, która idąc do kościoła tutaj się zatrzymywała i często odpoczywała troszkę, gdy wchodziła z powrotem pod górę. Jeszcze dzisiaj można rozpoznać na tym kamieniu odcisk, który pozostawiła jej błogosławiąca dłoń.

 

Tekst pochodzi z „Heimatbuch des Kreises Löwenberg i. Schles.” wydanego przez emerytowanego nauczyciela z Gryfowa Śląskiego A. Groß’a w 1925 r. nakładem Kreisausschuß des Kreises Löwenberg oraz mirskiego wydawnictwa Iserverlag Friedeberg am Queis. Str. 324. Źródło kopii: greiffenberger.pl 

Nielestno kopalnia kamieniołom skała

Diabelski Mur

Naprzeciwko stacji kolejowej Pilichowice Nielestno (niem. Mauer-Waltersdorf) położony jest kamieniołom piaskowca zwany Diabelski Mur. Nazwę tego kamieniołomu tłumaczy następująca legenda:

 

 

Zdarzyło się kiedyś, że diabeł bardzo się zdenerwował na mieszkańców Pilichowic. Aby sprowadzić na nich nieszczęście, oderwał od góry olbrzymi blok piaskowca i chciał go cisnąc w czeluść Bobru, aby spiętrzyć wodę i zatopić wioskę przez występujące z niego fale. Rzucił jednak zbyt lekko i skała upadła poniżej Diabelskiego Muru. Do dzisiaj rozpoznać można na niej odciski diabelskiej pięści.

 

Tekst pochodzi z „Heimatbuch des Kreises Löwenberg i. Schles.” wydanego przez emerytowanego nauczyciela z Gryfowa Śląskiego A. Groß’a w 1925 r. nakładem Kreisausschuß des Kreises Löwenberg oraz mirskiego wydawnictwa Iserverlag Friedeberg am Queis. Str. 324. Źródło kopii: greiffenberger.pl

Nielestno kopalnia kamieniołom skała